Na blogu Anek w komentarzach rozgorzała dyskusja na temat przeżywanie lub nie sobotniej tragedii.
Przyznam, że trochę mnie to śmieszy, choć i ja zabrałam w niej głos.
Cały cyrk medialny stworzony wokół doprowadza mnie do szału. Rozumiem w sobotę studio non stop, bo ciągle pojawiały się nowe informacje. Ale wczoraj? Osoby w studiu przepytywane "co pan czuł? itp". Ludzie kochani - ile można rozgrzebywać ludzką tragedię? Ciągle te same zdjęcia, filmy powtarzane w kółko. Prezydent uśmiechnięty itp, a przecież nigdy go takim nie pokazywano.
Jak bardzo śmierć zmienia punkt widzenia.
Jako człowieka Prezydenta nie znałam, jako Prezydenta ..., no powiedzmy, że to nie był "mój" Prezydent (podobnie jak Kankanki).
Szok budzi ilość ofiar.Zginęło wielu porządnych ludzi, bez względu na wyznania i poglądy polityczne. Ale ja teraz bardziej myślę "co dalej". Jak będzie wyglądała kampania wyborcza? Czy my Polacy, jako naród potrafimy wyciągnąć wnioski?
Jakiś europoseł w telewizji mówił o sposobach pracy europarlamentu - tam przeciwnicy polityczni szukają kompromisu, u nas walczą ile sił.
Może czas zakopać topory wojenne i przystąpić do negocjacji?
Tego nam w obliczu tragedii życzę.
I to wcale nie oznacza, że nie czuję smutku i żałoby, ale zastanawiam się, kto z tego tłumu przed pałacem prezydenckim naprawdę czuje żałobę, a kto przyszedł, żeby się pogapić.
I jeszcze to, co napisałam w komentarzu do postu Anek - wśród tłumów zgromadzonych na trasie przejazdu trumny ze zwłokami Prezydenta jakoś trudno było zauważyć pochylone w żalu głowy. Wszyscy cykali fotki.