a raczej tygodnie w miesiącu...
Ostatnie kilka dni jestem w nastroju "jestem gruba, brzydka, nic nie umiem i nikt mnie nie kocha..."
Czytam różne blogi i przychodzi mi do głowy, że kraina blogowa jest piękna i szczęśliwa. Każda blogowiczka chwali się tym co dobre i radosne, i piękne...
A przecież niejednej z nas życie daje nieźle popalić...
Ja sama ostatnio rzadko piszę, albo próbuję zagłuszyć to co mi w duszy gra.
Płacę teraz za brak pesymizmu, za wiarę w lepsze jutro. Każdego dnia zastanawiam się, skąd wziąć kasę na długi... na razie jakoś kombinujemy i dajemy radę, ale przyszłość nie napawa mnie optymizmem. Byłam głupia zakładając firmę, nie patrzyłam w daleka przyszłość, tylko żyłam tu i teraz. Inwestowałam i fajnie było... aż przyszedł kryzys. Ciągnęłam interes dalej, kombinując, w nadziei, że kryzys przyszedł to i pójdzie. Dziś wiem, że to był błąd. Zamknęłam firmę bez firmowych długów, za to z długami prywatnymi. Okazuje się, że na państwowej posadzie zarabiam za mało i kombinować się nie da... (oczywiście wszelkie kombinacje prowadzone były ściśle zgodnie z przepisami - w końcu jestem żoną policjanta, a to jak wiadomo powoduje, że jestem pod ostrzałem). I tak sobie myślę, że nasze państwo jest popieprzone. Mały biznes nie ma szans - jak nie mam 100 tys na inwestycje to nie powinnam brać się za interesy, z kredytów firmy się nie utrzyma. Małe sklepiki, takie jak mój nie mają prawa bytu, koszty zjadają cały dochód. Nie dziwię się, że takie miasteczka jak moje po prostu umierają. Nie ma pracy, bo większych firm jest mało. Młodzi wyjeżdżają za pracą. Kiedyś mądrzyłam się, że praca jest, jak ktoś naprawdę chce pracować to znajdzie pracę. Dziś, po trzech miesiącach poszukiwania przez Agatę pracy odszczekuje wszystko. Jedyna praca, jaką mogła znaleźć to w zakładzie LG - 50 km od naszego miasta. Teraz owszem, pracuje, ale w jednej firmie na 1/2 etatu 20 km dojeżdża, a w drugiej firmie jako ankieter na umowę zlecenie. A gdzie do emerytury?... Za rok zrobi licencjat i już wiadomo, że pracy "po kierunku" u nas nie znajdzie...
O kurcze, ale se ponarzekałam...
Zresztą śmierć dwóch kolegów mojego męża (jeden pogrzeb był w czwartek - zmarł na raka młody facet, drugi policjant zastrzelił się na służbie) pewnie także nie nastraja zbyt wesoło.
No i ten deszcz...