Najpierw muszę dokończyć poniedziałek :)
Otóż po pracy pojechałyśmy z Agatą na basen. To cała wyprawa, bo mamy ok. 20 km.
Wróciłyśmy ok.21,30.
Siadłam do kompa, żeby odsapnąć. W koncu ćwiczę na basenie intensywnie, co po 5 latach siedzenia za biurkiem uważam za niezły wyczyn.
Zakodowane miałam, że mężowskie koszule i bluzy wyprasowane "wyszły" czyli trzeba coś wyprasować. Nie znoszę tego robić i góra prasowania systematycznie rośnie. Córka też poprosiła o wyprasowanie bluzki. Naszykowałam na kupce i siedziałam sobie przy kompie. Oni poszli spać, bo rano oboje idą na 6 do pracy. Ok. 22, 30 też poszłam spać...
Ok. 1,30 mój mąż wstał do łazienki, ja otworzyłam oko i... olśniło mnie - zapomniałam wyprasować bluzy. No to wstałam, poszłam do drugiego pokoju, gdzie miałam deskę rozłożoną i zaczęłam prasować. Mąż myślał, że zwariowałam :). Takiego numeru jeszcze nigdy nie zrobiłam :).
Musze jeszcze napisać o jednym przypadku zakręcenia w mojej rodzinie. Wczorajszym. Siedziałyśmy sobie rano z córką w domku, kiedy wstała moja Mama. Przyszła do nas do pokoju i ze śmiertelnie poważną miną powiedziała, że ma smutną wiadomość. Myślałam, że ktoś w rodzinie umarł, albo co. Tymczasem moja Rodzicielka stwierdziła, że ona niedługo umrze. Więc pytam się, skąd ma takie informacje? Na to Mamuśka, że ma "objawy". No to już nie wytrzymałam i sie pytam, jakie to objawy, bo może ja też mam:).
Ja wiem, że to nieładnie nabijać się z własnej Matki. Okazało się, że boli ją klatka piersiowa. Wezwałam pogotowie, bo nie certolę się w takich przypadkach. Na szczęście okazało się, że to ból zrostów po operacji serca. Dostała zastrzyk przeciwbólowy i "objawy"minęły.
Ale śmiech pozostał :).
I jeszcze na koniec.
Zorganizowałam w swojej bibliotece mini wystawkę rękodzieła. Oto kilka fotek


