Dzwoni budzik - 7,30. Otwieram oko. Łóżko mam pod oknem, więc wzrok pada na...
fuj... szare zamglone niebo. Znowu pada. A co tam, mam do pracy na 10 to se włączam drzemkę w telefonie. 10 minut. ... I tak dwa razy :).
Nie ma co, wstaję, a raczej zwlekam się z wyrka. W domu zimno, ciemno.
Idę do łazienki. Może by wziąć prysznic????? Brr, myśl o rozebraniu się jakoś mnie odrzuca.
Przez moment błyska mi myśl, żeby włączyć centralne (zalety gazowego). No nie, przecież jest 10 maja.
Snuję się po domu, zawinięta w polarek.
Śniadanko przed kompem, gorąca herbatka... Jednak cykam piec. Przelatuję wiadomości, zaglądam na blogi i dalej nic mi się nie chce. Że to trzeba iść do pracy. Rozgrzebałam wczoraj szycie poduszek, tym bym się najchętniej zajęła. A tu dzisiaj poniedziałek, na basen trzeba, więc nie będzie czasu na szycie.
No dobra, rzucam okiem na zegar - kurczaki - już po 9.
Idę jednak wziąć ten prysznic...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz