środa, 31 marca 2010

Nie jest łatwo być sportowcem

Jako uczennica byłam chętnym uczestnikiem zajęć tzw. skaesu (SKS) chyba każdy wie, co to było. :)
W ogólniaku zajęcia prowadziła wuefistka, w średnim wieku, z nadwagą :).
Trening wyglądał tak: Pani dawała nam piłkę i mówiła "to pograjcie sobie dziewczynki". No to sobie grałyśmy, w siatkówkę grałyśmy. O technice mowy nie było. Ale przynajmniej trochę się ruszałysmy.
Na rowerze jeździć nie lubiłam, inne sporty też były mi obce. Głównie dlatego, że mieszkałam daleko od koleżanek, a w okolicy dzieci w moim wieku nie było. Spędzałam czas czytając, czytając i czytając.
Z racji bycia instruktorem ZHP od wczesnej wiosny do późnej jesieni większość weekendów spędzałam wędrując po okolicznych górach. A w lecie obowiązkowy obóz.
Po maturze poszłam do pracy, przybyło obowiązków. Koleżanki rozjechały się na studia, więc pozostały rajdy, coraz rzadsze, bo w ZHP zaczęły się rozgrywki polityczne i atmosfera robiła się niezbyt miła.
Potem wyszłam za mąż, urodziłam dziecko i jakakolwiek aktywność właściwie się skończyła. Pomijając spacerki z maluchem :). Skończyły się rajdy, wycieczki robiliśmy samochodem...
Pozostały letnie obozy.
Jakieś 5 lat temu chodziłam na aerobik, czułam się fajnie, chociaż kilogramów nie ubywało. Ale godziny nie bardzo mi odpowiadały z uwagi na pracę, więc dałam sobie spokój.
Wody nie lubiłam nigdy. Nie umiem pływać, więc wizyty na basenie to nie dla mnie. Nad morzem zamaczam nogi do kostek :).
Ostatnio jedyny sport jaki uprawiam to poruszanie myszką od kompa.
A moja córka uwielbia wodę i postanowiła się ruszać, bo jej "tyłek rośnie". Postanowiła jeździć na basen na aquaaerobik. U nas nie ma basenu, więc trzeba 20 km dojechać. Dwa razy w tygodniu :(.W poniedziałki jeździłam z nią - siedziałam sobie w barze i czytałam książkę. Miałam pretekst - nie posiadałam nawet stroju kąpielowego :).
Ale moja rodzinka mnie kocha i z racji niedługich urodzin i imienin zakupili mi tenże.
i tak w poniedziałek weszłam do basenu z wodą. Nie utopiłam się od razu, ale na aerobik się nie skusiłam - na głębokiej wodzie ćwiczą.
Poudawałam, że pływam i doszłam do wniosku, że nie jest to takie straszne.
Wprawdzie wczoraj bolały mnie wszystkie kości, ale chyba dzisiaj pojadę jeszcze raz.


A jak przestanę jeść słodycze to może nawet schudnę :).
I nie palę czwarty miesiąc - jestem z siebie dumna.

Brak komentarzy: