PONIEDZIAŁEK
Wstałam rano, jakby lekko nieprzytomna. Cop tam, urlop mam :).
Ogarniam chałupę, nastawiam pranie, odkurzam nadmorski piasek, nakarmiam zwierzaki, robię obiad. Czas leci.
Ok. 12,50 Mirek i Agata wychodzą, Aga do sklepu, Mirek do baru pilnować interesu. Ja zostaję w domu, ramiona pieką, twarz też. Smarowanie Bepathenem (czy jak tam się to świństwo nazywa) nie przynosi ulgi. Wreszcie mogę pooglądać zdjęcia z Gdyni.
Ok. 14 padam na łóżeczko, próbuje odespać.
Ok. 15 dzwoni Aga, czy pomogę jej z towarem, bo dużo przywieźli. No dobra, pomogę, ale za godzinę.
Ok. 16,30 dzwoni Aga - miałam jej pomóc przy towarze. Wyspałam się jak cholercia.
Idę, wykładam, metkuję itp.
19 - zamykamy. Sprzątamy i na chwilkę do baru.
20,30 - jestem w domu, gotuję ryż na gołąbki, kroimy kiełbasę. Nie widzę na oczy.
21,30 - mam w nosie, idę spać.
WTOREK
wstaje skoro świt (ok.8) idę gotować kapustę na gołąbki. Nie umiem tego robić dobrze, zawsze mam liście albo z twarde, albo za miękkie.
Przygotowuję farsz.
ok.9,30 wstaje Agata.
Zakręcamy gołąbki, liście parzą, ale twarz i ramiona więcej.
Na czole zaczyna mi się robić maska, twarda skóra.
Jeszcze nigdy w życiu nie miałam tak poparzonej twarzy i ramion.
Gołąbki do piekarnika, ale chyba rodzina nie zdąży zjeść. Rzeczywiście, obiecuję, że przyniosę im do baru. (Bar i sklep mam obok siebie).
Listonoszka przynosi Agaty świadectwo pracy z poprzedniej firmy, wreszcie.
ok.17 zanoszę im jeść. Zostaję w barze, bo Mirek idzie do domu popalić gałęzie ze ścinanego tydzień wcześniej żywopłotu. Leżały, bo lało. Przestało, trzeba zrobić porządek.
ok.23,30 - jestem w domu, całe ciało boli mnie, jakbym miała grypę. Zrywam z czoła pierwszą warstwę spalonej skóry, trochę piecze, ale przynajmniej mogę zmarszczyć czoło.
ŚRODA
Rano zrywa mnie Aga, bo trzeba do urzędów, załatwić formalności związane z jej stażem.
Czoło to jeden ogień, to co wczoraj prawie nie piekło, teraz zamienia się w czerwoną bliznę. Z nosa złazi mi skóra, tez grubymi płatami. Strach wyjść do ludzi.
objeżdżamy urząd skarbowy i zus. Ja kryję się za plecami Agaty i Mirka. Nawet grzywka mi przeszkadza.
10,00 - jedziemy po towar do Kłodzka. Nienawidzę tam jeździć, bo bałagan koszmarny i obsługa strasznie zajeta, nie ma kto przy kasie stanąć.
ok- 12.30 - obiad (w domu) i do sklepu towar rozłożyć.
ok.17 idę do baru.
Znowu jestem w domu ok. 23,30.
MAM URLOP ...
A co to jest urlop???????????
4 komentarze:
Urlop to taki stan, kiedy na nic nie ma się czasu ;-)
Coś mi zjada komentarze, które u Ciebie piszę. Przyznaj się Irenka, nie gotujesz obiadów i rodzinka musi się jakoś dożywiać, tak? :-)))))
A urlop to jest wtedy, gdy wreszcie można nadrobić wszystkie zaległości w pracy, ale i tak się ich nie nadrabia, bo ciągle są ważniejsze rzeczy do zrobienia :-)
Na oparzenia słoneczne kwaśne mleko podobno pomaga. Nie należo go pić, trzeba się nim posmarować. Na pewno łagodzi ból, ale skóra i tak złazi. Wiem coś o tym, bo się kilka razy w życiu poparzyłam i teraz unikam słońca jak ognia.
Jak jestem na urlopie to niestety gotuję. Nienawidze tego, ale gotuję.
Jak normalnie pracuje to zwykle gotuje Mama, która z nami mieszka.
Kwaśnego mleka nie stosowałam, głównie dlatego, że kupuje mleko pasteryzowane, a ono nie kwasnieje. Zresztą pewnie wolałabym je wypić. Mimo smarowania kilkanaście razy dziennie balsamami, maścą na oparzenia, własnie zlazła mi trzecia warstwa skóry. Jeszcze jedna i będę jak nowa. Córka mówi, że zaoszczędziłam na mikrodermabrazji :))
Moje komentarze też znikają. Bardzo dziwne.
Prześlij komentarz