środa, 31 marca 2010

Wyszywajmy kotki

Przeglądając stronę z darmowymi wzorkami trafiłam na kalendarz koci. Są tam zresztą dwa kalendarze, ale ten mam zamiar na początek wyszyć sobie.
Pomyślałam, że w towarzystwie raźniej się wyszywa. Nie chcę, żeby wysyłać i czekać, aż nam ktoś wyszyje, ale żeby każda wyszywała dla siebie. Na wzór choinki SAlowej.
Proponuję dwa koty na miesiąc, żeby na koniec roku mieć cały kalendarz.
Czy ktoś się do mnie przyłączy?
Na zalinkowanych stronach można ściągnąć za darmo wszystkie koty.
Są tam jeszcze setki fajnych wzorków.

Dla ułatwienia szukania podaje chomika. W folderze prywatne (hasło irenka) jest podfolder hafty wzory i tam podfolder kotki, a w nim kolejny podfolder retro .
Ponieważ folder prywatne zawiera dużo wzorów będzie dostępny pod tym hasłem przez tydzień.
Później proszę o majle, to prześlę wzorki pocztą.

Nie jest łatwo być sportowcem

Jako uczennica byłam chętnym uczestnikiem zajęć tzw. skaesu (SKS) chyba każdy wie, co to było. :)
W ogólniaku zajęcia prowadziła wuefistka, w średnim wieku, z nadwagą :).
Trening wyglądał tak: Pani dawała nam piłkę i mówiła "to pograjcie sobie dziewczynki". No to sobie grałyśmy, w siatkówkę grałyśmy. O technice mowy nie było. Ale przynajmniej trochę się ruszałysmy.
Na rowerze jeździć nie lubiłam, inne sporty też były mi obce. Głównie dlatego, że mieszkałam daleko od koleżanek, a w okolicy dzieci w moim wieku nie było. Spędzałam czas czytając, czytając i czytając.
Z racji bycia instruktorem ZHP od wczesnej wiosny do późnej jesieni większość weekendów spędzałam wędrując po okolicznych górach. A w lecie obowiązkowy obóz.
Po maturze poszłam do pracy, przybyło obowiązków. Koleżanki rozjechały się na studia, więc pozostały rajdy, coraz rzadsze, bo w ZHP zaczęły się rozgrywki polityczne i atmosfera robiła się niezbyt miła.
Potem wyszłam za mąż, urodziłam dziecko i jakakolwiek aktywność właściwie się skończyła. Pomijając spacerki z maluchem :). Skończyły się rajdy, wycieczki robiliśmy samochodem...
Pozostały letnie obozy.
Jakieś 5 lat temu chodziłam na aerobik, czułam się fajnie, chociaż kilogramów nie ubywało. Ale godziny nie bardzo mi odpowiadały z uwagi na pracę, więc dałam sobie spokój.
Wody nie lubiłam nigdy. Nie umiem pływać, więc wizyty na basenie to nie dla mnie. Nad morzem zamaczam nogi do kostek :).
Ostatnio jedyny sport jaki uprawiam to poruszanie myszką od kompa.
A moja córka uwielbia wodę i postanowiła się ruszać, bo jej "tyłek rośnie". Postanowiła jeździć na basen na aquaaerobik. U nas nie ma basenu, więc trzeba 20 km dojechać. Dwa razy w tygodniu :(.W poniedziałki jeździłam z nią - siedziałam sobie w barze i czytałam książkę. Miałam pretekst - nie posiadałam nawet stroju kąpielowego :).
Ale moja rodzinka mnie kocha i z racji niedługich urodzin i imienin zakupili mi tenże.
i tak w poniedziałek weszłam do basenu z wodą. Nie utopiłam się od razu, ale na aerobik się nie skusiłam - na głębokiej wodzie ćwiczą.
Poudawałam, że pływam i doszłam do wniosku, że nie jest to takie straszne.
Wprawdzie wczoraj bolały mnie wszystkie kości, ale chyba dzisiaj pojadę jeszcze raz.


A jak przestanę jeść słodycze to może nawet schudnę :).
I nie palę czwarty miesiąc - jestem z siebie dumna.

wtorek, 23 marca 2010

Wielkanocna serwetka



Wykorzystując zeszłoroczny patent Kankanki na obrus wielkanocny, stworzyłam w niedzielę serwetę.

poniedziałek, 22 marca 2010

Ratunku :)

Dzisiaj proszę o pomoc wszystkie scrapbookinki, które przypadkiem do mnie zaglądają.
Koleżanka poprosiła mnie o zrobienie kilku zaproszeń na komunię. Oczywiście zgodziłam się, ale teraz mam problem.
Otóż umyśliłam sobie zaproszenia 3d. I okazało się, że wzorów mam 5 milionów, ale akurat komunijnych nie mam.
Proszę więc o natchnienie. A może któraś z Was ma w swoich zbiorach wzory 3d? Byłabym wdzięczna.

sobota, 20 marca 2010

Dzisiaj zaczyna sie już sezon...

Wiosenny sezon się zaczął. Wywabiło mnie na podwórze, stare chabazie powyrywać i odsłonić tulipanki nieśmiało wyłażące z ziemi.
Nie żebym lubiła grzebanie w ziemi, nawet powiem, że nie znoszę tego, ale znudzona zimą gotowa byłam przeorać pół działki.

Kiedy sprowadziliśmy się do obecnego mieszkania miałam 5 lat. Naprzeciw budynku był ogromny ogród, którego użytkownikami były tylko trzy rodziny mieszkające w naszej kamienicy. Hodowaliśmy i kury, i jakiś czas króliki i nawet świnki. Do "obrobienia" było grządek cała masa. I jeszcze kawał sadu. Pamiętam, jak miałam lat 17 to warunkiem np wyjścia na dyskotekę było wyplewienie truskawek. Koleżanki mi pomagały, żebym tylko zdążyła.
Miałam tam swoja grządkę kwiatową, całkiem sporą. Tulipany sprowadzane z Holandii, i inne cuda. Jakoś lubiłam w kwiatkach grzebać, ale tylko w kwiatkach :).
Kiedy odbierano nam ogród po budowę bloków mało nie płakałam, bo kazali nam się wynosić w lutym i dali ledwie dwa tygodnie. O wykopaniu kwiatków nawet mowy nie było.
Na nowej działce, maleńkiej też zrobiliśmy grządki, ale ponieważ to było w schowanym miejscu, ciągle nam coś kradli - a to pomidory oberwali, a to paprykę.
Co roku zmniejszaliśmy areał na rzecz trawnika i rekreacji. W końcu nawet przetworów już nie robiłam. Potem zostały tylko wiśnie i czereśnie, grill i parę kwiatków. Od kiedy mam firmę to zachodzę na działkę (100 m od domu) raz-dwa razy w roku. W zeszłym roku wściekłam się, bo jakieś chamstwo wszystkie czereśnie mi oberwało, jednej nie zdążyłam zjeść.
Pod domem mam grządkę z kwiatkami ok. 2x2 m. Niestety sąsiedzi mają wilczurkę, która uwielbia kopać. A gdzie najlepiej - w kwiatkach, bo tam miękko.
W tym roku wypowiedziałam psicy walkę, albo ona albo ja. Żebym miała całą grządeczke wyłożyć kamieniami to kopać nie dam.
Tak więc spędziłam dzisiaj godzinkę na podwórzu grabiąc i ustawiając kamienne donice. Szkoda tylko, że róże chyba nie przetrzymały mrozów. Nigdy ich nie zabezpieczałam to i teraz mam. A raczej nie mam :(.
Sąsiadka i tak obrażona na mnie się nie odzywa to i z jej psem mogę powalczyć. Ja też mam psa, ale takich szkód nie robi, całe podwórze wygląda jak powierzchnia księżyca, tyle dołów.

Ale wiosna już w powietrzu jest i mam nadzieję, że zima już nie wróci.

środa, 17 marca 2010

Kotek u Sabinki i inne cukiereczki

Z wielka niechęcią wrzucam linka :)


Bardzo proszę o nieprzyłączanie się do zabawy, bo wtedy mam większe szanse, że kotek dostanie się właśnie mi.

I przecudne kolczyki u Sarmatix
I jeszcze coś dla scraperek




wtorek, 16 marca 2010

Utkane z marzeń: Spektakularny powrót Pani Zimy

Utkane z marzeń: Spektakularny powrót Pani Zimy

Zalinkowałam tego posta, bo rzeczywiście jest w nim sama prawda. Nie potrafimy cieszyć się drobiazgami. Polak chyba ma we krwi narzekanie na wszystko.
Ostatnio zauważyłam, że ja też ciągle narzekam, a przecież nie jest źle. Nie lubię zimy, a widoczki wcale nie są tak piękne. Szaro, ciapato i w ogóle do kitu.

Ale będzie wiosna, już niedługo na pewno będzie.

sobota, 13 marca 2010

Jajkomania

Produkcja jajek trwa


A zima nie odpuszcza. Tęsknie do wiosny, jest mi zimno i źle. I generalnie jest do d...

Od kilku dni czepia się mnie ta melodia, z naciskiem raczej na drugą zwrotkę :) :

Gdy kłosy wypala żar
A słońce przygrzewa jeszcze
Jak o zbawienny dar
Błagamy o deszcze, prosimy o deszcze.
Ref:
Słońce i deszcz i wiatr
Dzień się budzi, noc zapada
Ta sama zawsze znana od lat
Stara jak ziemia ballada.

Gdy deszcze niszczą nam plon
A chmury się kłębią bez końca
Na trwogę bijemy w dzwon
Prosimy o słońce, błagamy o słońce
Wciąż wyglądamy słońca.

poniedziałek, 8 marca 2010

Rozrywkowy weekend

Weekend spędziłam troszkę rozrywkowo. Na początek w sobotę rozgrywano u nas Mistrzostwa Makroregionu Dolnośląskiego w Karate Kyokushin. Nie jestem fanką tego sportu, ale z racji, że siostrzenica trenowała pilnie i osiągała nawet dobre wyniki mam sentyment i lubię popatrzeć.Nie byłam długo, ale fotek kilka cyknęłam.

A w niedziele pojechałyśmy z Agatą i naszymi mężczyznami do Wrocławia na wystawę kotów rasowych. Piękne kiciusie były.


A żeby naszym kiciusiom nie było przykro, to umieszczam fotkę Loli. Zuzia ostatnio jakoś nie pozuje, tylko śpi i śpi.

I z okazji Dnia Kobiet życzę nam wszystkim przedstawicielkom pięknej płci samych radości w życiu.

sobota, 6 marca 2010

Nie lubię szkoleń :(

Po prostu nie lubię i już.
Moja Biblioteka bierze udział w Programie Rozwoju Bibliotek. Może widziałyście reklamę w telewizji. Z tej reklamy nic nie wiadomo, ale jest. Fundacja w ramach programu funduje nam wypasiony sprzęt, ale oprócz tego musimy uczestniczyć w cyklu szkoleń. Mniej więcej co 6 tygodni 2 dni szkolenia. I nie ma to tamto, wszyscy jedziemy, biblioteka jest zamknięta.
A szkolenie to dorabianie teorii do praktyki. Znaczy próbują pokazać nam drogi rozwoju biblioteki metodami stosowanymi w praktyce od kiedy pamiętam. Chcą nas przekonać, że biblioteka musi wybrać sobie jeden kierunek, a nie może być omnibusem. Że dublowanie zadań np ośrodka kultury to błąd itd.
Oczywiście teoria swoje, a życie swoje.
Dlatego poniekąd te szkolenia to dla mnie lekka strata czasu. Pomijam integrację po zajęciach :). A zapowiada się, że jeszcze dwa spotkania do maja, a potem od września dalej, tyle, że może bardziej specjalistyczne.

Klub Robótek ręcznych przy bibliotece, w której pracuje rozwija sie w niespodziewanym tempie.


Jakie piękne jajka powstały to nawet się nie spodziewałam.

Ja wzięłam sobie wielkie jajo i męczę się z nim, bo fatalną wstążkę kupiłam, za nic nie chce sie układać. Ale praktyka czyni mistrza - setne jajko to może nawet będzie równiutkie :).