piątek, 25 września 2009

To już jest koniec...

Ten tekst od wczoraj siedzi mi w głowie, choć wiem, że to nie całkiem koniec.
Podjęliśmy decyzje o zamknięciu baru. Od wczoraj latamy i dzwonimy, żeby pozałatwiać formalności. Dopiero do mnie dociera, że cztery lata pracy, braku wolnych weekendów i urlopu, zainwestowane pieniądze i to wszystko po prostu poszło na marne. Dobrze,ze sklep jakoś funkcjonuje... Jest mi cholernie smutno i nic mi się nie chce. Próbuję szukac dobrych stron (wolne weekendy np), ale to jest strasznie trudne.

środa, 23 września 2009

album dla Ewy i Romka

Kolejna odsłona albumu. Nie wiem dlaczego zdjęcia wyszły żółte, w oryginale kolory są bardzo stonowane (miejscami). Okładka jest miękka, pod płotnem jest warstwa ociepliny:). I tu okazuje sie, że termofolia może sie przydac nie tylko przy aplikacjach, do klejenia okładki była idealna.

poniedziałek, 21 września 2009

Oto Polska właśnie

Dzisiaj dowiedziałam się dokładnie co to jest paranoja.
Otóż moja córka starała się o stypendium socjalne na swojej uczelni. Studiuje na prywatnej, zaocznie, dochód ma 700 zł ze stażu z Urzędu Pracy i ma jeszcze kredyt studencki w wys. 600 zł. Jako osoba dorosła prowadzi samodzielne gospodarstwo, a przynajmniej chciałaby iść na swoje (szukają z chłopakiem mieszkania).
No i dziś dostała odpowiedź z dziekanatu. Mianowicie, jesli ma dochód 700 zł to nie może prowadzić samodzielnego gospodarstwa, bo nie stać by ją było na prywatną uczelnię, znaczy dochód ma za mały, musi mieć minimalną płacę. A jak doliczyć kredyt studencki to ma za wysokie dochody, bo musi mieć 600 zł na osobę, a niestety nie posiada ani męża, ani dziecka. Nikt nie bierze pod uwagę, że np sytuacja finansowa mogła sie zmienić i student chciałby jednak nie przerywać studiów. I jak ma iść na swoje????? Ma brać ślub, po to, żeby dochody podzielić na dwa??? A jej chłopak też pracuje i ma 1200 zł. To i tak mieliby za wysokie dochody. To ja sie pytam, dla kogo jest stypendium socjalne??????????

No i druga sprawa - pewnie większość z Was słyszała o szkole humanistycznej w Łodzi i zamieszaniu z nią związanym. Moja pracownica studiowała na pierwszym roku zarządzania, zajęcia mieli w Ząbkowicach. Jak wyszło zamieszanie to chciała sie przepisac na drugi rok innej uczelni, ale to kosztuje a w jej szkole nie chcieli uzupełnic danych np. ilości godzin z poszczególnych przedmiotów.
Dzisiaj studenci dowiedzieli się, że ich kierunek został rozwiązany. Znaczy sie rok i prawie 4000 zł w plecy.
Nie wiem, czy jakaś uczelnia jeszcze przyjmie ich na 2 rok, a tym bardziej na pierwszy.

Po prostu paranoja.

Jutro idę do szpitala na drobny (mam nadzieję) zabieg.

niedziela, 20 września 2009

supercandy

Słowo się rzekło, cukierasy gotowe. A czegóż tam nie ma. Ponad dwadzieścia świątecznych tkanin, w paskach o szerokości 10 cm, a długości jak się ucięło:) Nietóre cięte były z całego jarda, inne z połówek lub chudych ćwiartek. Ogólnie wybór tkanin ogromny, wszystkie kolorowe, bożonarodzeniowe i piękne. Są też trzy większe kawałki z misiami i widoczkami świątecznymi, po prostu wiktoriańskie cuda. Jest też rarytas ułatwiający życie osobom robiącym aplikacje - Freezer Paper czyli coś, czego w USA używa się do mrożenia jedzenia (owijają takim papierem np. mięso i zamrażają), zaś w świecie patchworkujących papier ma wykorzystanie do podklejania drobnych elementów aplikacji. Dodatkowo - wstążki i tasiemki a także garść czerwonych guziczków idealnych do świątecznych projektów.
Cały zestaw powędruje do wylosowanej szczęściary (lub szczęściarza), który do końca września poda na swoim blogu informację, że takie fajne cukierki są do wylosowania w Szmatce Łatce, dołączy do tego jedno z poniższych zdjęć i AKTYWNY link do mojego bloga. Poproszę także o wpis tutaj w komentarzach, że chcecie wziąć udział w candy. Losowanie odbędzie się 1 października, ponieważ będzie to ważna data w życiu Sztuki oswojonej i Szmatki łatki - szczegóły później:)))
Zapraszam do zabawy, zobaczcie, jakie to kolorowe cuda!!!








TO jest post żywcem skopiowany z blogu Szmatki Łatki. Cukierasy suuper.

piątek, 18 września 2009

Moja chciana pamięć

Chata Magoda: Nie chciana pamięć i maszyna do szycia.

Post Jagody przywołał moje wspomnienia z tamtych czasów. I powiem szczerze, ja wspominam tamten okres z sentymentem. Wiem, że to wszystko zależy kto, co, gdzie i jak.
Ja mieszkam na prowincji, w małym miasteczku. U nas było spokojnie, funkcjonował zakład pracy - duży, zatrudniający kilkaset osób, ale nie było tam strajków. Dzisiaj zakład o międzynarodowej renomie został podzielony na kilka spółek, główna wyniosła się do Kłodzka czy Dzierżoniowa, a pracę straciło połowę załogi.
Generalnie w moim mieście żyło się na luzie, nie było prześladowań, a jak się poszło na skargę do pierwszego sekretarza to wiadomo było, że sprawa zostanie załatwiona, ze ktoś pomoże. A przecież też była bieda, też chodziliśmy w rajstopkach, też staliśmy w kolejkach, też kupowaliśmy na kartki i też był tylko ocet na półkach. I dziś nie jestem pewna, czy nie wolałabym stać godzinami w kolejce po płaszcz jesienny niż wejść do sklepu, popatrzeć po metkach i dojść do wniosku, że moja kurtka jeszcze jeden sezon wytrzyma.
I ludzie byli wtedy inni, sąsiedzi witali się na ulicy, w kolejkach kwitło życie towarzyskie, mimo biedy i trudności więcej ludzi było szczęśliwych i radosnych. dziś zamknięci w swoich czterech ścianach nawet nie wiemy, kto mieszka obok w kamienicy, a co dopiero na osiedlu domków jednorodzinnych.
I ja nie zamieniłabym tych wspomnień na żadne inne.
Mimo wszystko, młodzi ludzie mieli jakieś perspektywy, dziś moja córka MUSI szukać szczęścia poza naszym miastem, bo ono po prostu umiera. Nie ma nic, kino ledwie dycha, ośrodek kultury to żenada, nic się nie dzieje, ani dla młodzieży, ani dla dorosłych, ani dla starszych. Nie ma pracy, a interesy idą kiepsko. i myślę, że jednak moje wspomnienia kolejkowe będą lepsze, niż wspomnienia dobrobytowe mojej córki.

czwartek, 17 września 2009

Candy u Aty :)

No, ja nie mogę... Chcę tego kotka, albo królika. I już.
Kotek błękitny

Króliczek czekoladowy
I króliczek pomarańczowy
Nagrody w słodkościach przyznane będą losowo. Nie będzie "rozbicia" na zwierzynę i kolorystykę - leniwa jezdem ;-)
Ata - wylosuj mnie, pliss........

14 października 20 lat temu urodziła sie moja córka, to może by tak coś po znajomości :))))))))

wtorek, 15 września 2009

świerzbią paluszki

Świerzbią mnie paluszki, coby pochwalić się albumem robionym na rocznicę ślubu dla Siostry i Szwagra. Album nie jest skończony, jeszcze kilka zdjęć zostało. Zostawię w nim puste kartki, coby mogli sobie doklejać kolejne zdjęcia i dekorować wg życzenia. A co, niech wiedzą, że to dobra zabawa. Są w nim zdjęcia ze ślubu - niestety kiepskiej jakości, bo skanowane, nie pomyślałam, żeby do skanowania zanieść do fachowca to teraz mam :).
Są w nim także zdjęcia och obojga i co zdumiewające, nie udało mi się znależć zdjęć, gdzie byliby razem (chyba są dwa). No i są zdjęcia z 20 rocznicy ślubu, kiedy Stowarzyszenie Twórców Sztuki w Ząbkowicach urządziło Im tradycyjne wesele z obrzędami weselnymi, od wyjazdu bryczką z harmonistą spod domu, do oczepin. To te drugie zdjęcia ślubne :).
Wiem, że albumowi daleko do dzieł innych scrapomaniaczek, ale to mój pierwszy album i pierwsze skrapy naturalne - do tej pory robiłam tylko kartki, a to jednak co innego.

Dawno nie było cukiereczków


U Koroneczki do wygrania bon na zakupy w jej Sklepiku


Kolejne:
Gatto Pazzo i Skład Bławatny

Tu kolczyki z okazji jesieni :-)

I jeszcze jedno losowanie tym razem na pożegnanie lata :-))


U Nulki
Miluszka też szaleje :-)
I u Zaczarowanej:

czwartek, 10 września 2009

Echa komentarzy

Chciałam troszkę więcej skomentować komentarze :) do poprzedniego postu.
Otóż Droga Maju! Zrozumiałam, że Ty nie masz pracy, wierzę, że jest Ci ciężko. Ale nikt nie broni Ci założyć firmę. Po co?  Dla kasy, żeby córka mogła iść na studia, dla rozwoju, dla przyjemności. I nie dziw się, że po czterech latach rezygnacji z urlopów, weekendów zastanawiam się czy warto było. Po czterech latach rozwoju firma zaczęła przynosić straty, mimo kombinowania i różnych metod prób ratunku. Obecnie wyjściem jest zainwestowanie gotówki lub zamknięcie baru. A koszty ciągle rosną. Czy to nie powód do zmartwień? W firmę zainwestowałam cztery lata życia, wolny czas i sporo gotówki. Od tego zależy też status finansowy rodziny, a wierz mi, do luksusów nam bardzo daleko.
A praca etatowa? Pracuje w bibliotece 25 lat i stanęłam w miejscu. Nie mam możliwości awansu, większych pieniędzy itp. Jakoś przestało mi to wystarczać. I na dokładkę wiem, że jesli będą zwalniać, czy ciachać etaty to ja będę pierwsza do odstrzału. Właśnie dlatego, że mam firmę.
A najwięcej zawałowców jest pośród biznesmenów :).

Ata, dzięki za wsparcie. Ja już miałam przyjemność przenosić bibliotekę, więc wiem, jaka to praca. W mojej bibliotece niestety większość robót spada na bibliotekarki. Spakować to tak, żeby potem było wiadomo co gdzie jest to koszmar. I niestety, pewnie większość książek musiałybyśmy przenieść na własnych plecach, przynajmniej do samochodu i z samochodu :). Ale większy problem jest, że w mieście nie ma budynku, do którego można by biblioteke przenieść, bo to wiadomo, musi on spełniac określone normy i nie ma zmiłuj się, no i okablowanie komputerowe... działamy w systemie i bez okablowania nie mogłybyśmy pracować.


No i na koniec optymistycznie - Lolka wróciła, brudna i głodna niemożebnie :)
No i w albumie dla siostry coś tam wymodziłam...

środa, 9 września 2009

depresja i brak weny

Jakoś dzisiaj smutno mi trochę, właściwie bez powodu. Są takie dni, kiedy nic nie wychodzi i nic sie niechce.
Problemy się nawarstwiają i czekam, kiedy to wszystko pierdyknie.
W firmie kłopoty, rozważam zwolnienie pracownicy , a to oznacza kompletny brak czasu na nic, bo doba się nie rozciągnie. Może nawet będę musiała zamknąć bar i pozostać tylko na sklepie. Nie jest łatwo być "bizneswoman", zwłaszcza, jak nie ma się rezerwowej gotówki. Pożyczkę inwestycyjną w banku firma dostanie, jak ma dochody, duże dochody. Jakbym miała duże dochody, to nie musiałabym pożyczać.
W etatowej pracy niepewnośc, bo inspektor nadzoru budowlanego kazał zamknąć ratusz, w którym mieści się biblioteka, gdzie pracuję. Nikt nic nie wie, burmistrz sie odwoływał, ale decyzji jeszcze nie ma. W naszym mieście oznacza to likwidację biblioteki, bo nie ma pomieszczeń, gdzie można by ją przenieść. Zresztą trudno jest mi wyobrazić sobie przenoszenie ok.70 tys. książek gdziekolwiek. No i burmistrz kazał dyrekcji ciachnąc etaty. I tak jest nas mało, w sierpniu, jak poszłam na L4 to pracować nie było komu, dwie dziewczyny zostały na cztery działy, w tym filię w terenie.
Wzięłam się więc za album scrapkowy na rocznicę ślubu dla siostry. I... nie umiem. Niby wiem, widze to w głowie, nakupowałam różnosci na 150 zł. Ale jak na papierze to nic mi nie wychodzi, nie podoba mi się. A czasu zostało mało. Wiem, że po raz pierwszy robię coś takiego, ale żeby tak kompletnie nic nie wytworzyć?
Trzy strony gotowe, a jeszcze zostało 57.


I na dokładkę Lola sobie poszła, wymknęła sie na podwórko i od dwóch dni się nie pokazuje. Myślę, że wróci, tak jak poprzednio, ale się martwię.

I rzucam palenie, to jest najbardziej wkurzające, ale dam radę, już nie palę prawie cztery tygodnie.
Dzisiaj sie złamałam, kupiłam fajki, wypaliłam trzy i kazałam dziecku schować.

Idę spać, jutro będzie lepiej, mam nadzieję.

niedziela, 6 września 2009

Kolczykowanie

 
  
  
  
  
  
 
Dzisiaj miałyśmy chwilkę na kolczykowanie, czyli tworzenie kolczyków. Nie jest to super rewelacja, troszkę materiałów i umiejętności nam jeszcze brakuje, ale powstało kilka nadających sie do noszenia :)
No i zdjęcie grzecznego kotka - Loli.