czwartek, 26 sierpnia 2010

Weekendy wyjazdowe

Zajęta pracą i zaaferowana zaginionym kotem nie miałam głowy do pisania postów. A przecież nie siedziałam bezczynnie w soboty.
14 sierpnia pojechałyśmy z Agata do Kłodzka na bitwę o Twierdzę. Żałuję trochę, że nie wcześniej, bo nie zobaczyłyśmy inscenizacji w Rynku, a było co oglądać.
Fotki z samej bitwy, fajnie było, chociaż strasznie głośno. Jako osobę zwracającą uwagę na szczegóły, strasznie denerwowała mnie markietanka latająca z kamerką między wojakami.






A w ostatnią sobotę pojechaliśmy do Dusznik na Koncert Lata z Radiem. Fajna zabawa - proste konkursy i świetna zabawa przy kabarecie Otto. Uwielbiam ich, kiedyś znałam większość tekstów na pamięć. Ciągle zadziwia mnie ich umiejętność dopasowania tekstu piosenek do sytuacji. Z przyjemnością posłuchaliśmy Kasi Kowalskiej i Kombi.

wtorek, 24 sierpnia 2010

Hura, znalazłam kota :)


Ata, miałaś rację - Lola wróciła i przyprowadziła koleżankę :). Koleżanka na szczęście ma swoją panią, więc nie muszę jej przygarnąć, chociaż czasem dokarmiam, bo zimą sypia u mnie pod drzwiami.

Lola jest brudna jak nieszczęście, chyba ma pchły i głodna okrutnie, ale jest, to najważniejsze. 

Z Lolką to jest problem, ona jest znajdą, wychowała się w polu na wsi. Tydzień dobrzy ludzie ją łapali, żeby jej uratować życie, bo zima była straszna i bali się, że nie przetrzyma. Jak Aga ją wzięła to kicia miała ponad 7 miesięcy, a ważyła ok. 1 kg. Została dzika i boi się ludzi. Toleruje nas, ale kocha tylko wtedy, kiedy ma ochotę. Złapanie jej dzisiaj nie było łatwą sprawą, nawet na szynkę nie bardzo była chętna.

Fotka stara, bo dzisiaj kotek nie nadaje się na sesję foto. Gdyby zobaczył ja ktoś od animalsów to pewnie by nam ja odebrali, bo same kosteczki obciągnięte brudnym futerkiem :).

niedziela, 22 sierpnia 2010

zgubiłam kota :(

No więc, przyznaję się do winy, zgubiłam kota. Już dawno myślałam, żeby Lolkę przysposobić do wychodzenia, dlatego specjalnie się nie zmartwiłam, kiedy wyszła z domu. Mogłam ją złapać, ale ciekawa byłam, co zrobi. No i zrobiła - poszła sobie, zanim zdążyłam zareagować. Byłam pewna, że dwa, trzy dni i przyjdzie, ale minął tydzień i kota nie ma. Smutno mi, bo boję się, że nie wróci.

piątek, 13 sierpnia 2010

dalej decoupagowo


To obrazki Agaty







W dalszym ciągu decoupagowo, tym zajmuje się pani bibliotekarka w pracy :)








czwartek, 12 sierpnia 2010

inspiracje z "szuflady"


W "Szufladzie" dziewczyny rzuciły owocowe wyzwanie. Pomysły mi chodziły po głowie i chodziły, nie mogłam się zdecydować. Tymczasem w pracy trenuje technikę decoupage w nadziei, że dzieci się zainteresują i tez porobią. Niestety, one wolą komputer i "naszą klasę". Gdzie te czasy, kiedy podczas wakacji nie miałam czasu zjeść, bo dzieci ciągle chciały jakieś zajęcia... ? No więc bawię się sama. Robiłysmy kurs decoupage, niewiele się nauczyłam nowego, za to próbuję technikę z krakiem dwuskładnikowym. Chyba mi sie lepiej podobają efekty. Wracając do owocowego wyzwania - skusiłam sie na ozdobienie kubka. Wyszło bardzo truskawkowo, więc na wyzwanie chyba się łapie :). Efekt, jak dla mnie, zadowalający.




sobota, 7 sierpnia 2010

Są takie dni w tygodniu...

a raczej tygodnie w miesiącu...

Ostatnie kilka dni jestem w nastroju "jestem gruba, brzydka, nic nie umiem i nikt mnie nie kocha..."

Czytam różne blogi i przychodzi mi do głowy, że kraina blogowa jest piękna i szczęśliwa. Każda blogowiczka chwali się tym co dobre i radosne, i piękne...

A przecież niejednej z nas życie daje nieźle popalić...

Ja sama ostatnio rzadko piszę, albo próbuję zagłuszyć to co mi w duszy gra.

Płacę teraz za brak pesymizmu, za wiarę w lepsze jutro. Każdego dnia zastanawiam się, skąd wziąć kasę na długi... na razie jakoś kombinujemy i dajemy radę, ale przyszłość nie napawa mnie optymizmem. Byłam głupia zakładając firmę, nie patrzyłam w daleka przyszłość, tylko żyłam tu i teraz. Inwestowałam i fajnie było... aż przyszedł kryzys. Ciągnęłam interes dalej, kombinując, w nadziei, że kryzys przyszedł to i pójdzie. Dziś wiem, że to był błąd. Zamknęłam firmę bez firmowych długów, za to z długami prywatnymi. Okazuje się, że na państwowej posadzie zarabiam za mało i kombinować się nie da... (oczywiście wszelkie kombinacje prowadzone były ściśle zgodnie z przepisami - w końcu jestem żoną policjanta, a to jak wiadomo powoduje, że jestem pod ostrzałem). I tak sobie myślę, że nasze państwo jest popieprzone. Mały biznes nie ma szans - jak nie mam 100 tys na inwestycje to nie powinnam brać się za interesy, z kredytów firmy się nie utrzyma. Małe sklepiki, takie jak mój nie mają prawa bytu, koszty zjadają cały dochód. Nie dziwię się, że takie miasteczka jak moje po prostu umierają. Nie ma pracy, bo większych firm jest mało. Młodzi wyjeżdżają za pracą. Kiedyś mądrzyłam się, że praca jest, jak ktoś naprawdę chce pracować to znajdzie pracę. Dziś, po trzech miesiącach poszukiwania przez Agatę pracy odszczekuje wszystko. Jedyna praca, jaką mogła znaleźć to w zakładzie LG - 50 km od naszego miasta. Teraz owszem, pracuje, ale w jednej firmie na 1/2 etatu 20 km dojeżdża, a w drugiej firmie jako ankieter na umowę zlecenie. A gdzie do emerytury?... Za rok zrobi licencjat i już wiadomo, że pracy "po kierunku" u nas nie znajdzie...



O kurcze, ale se ponarzekałam...

Zresztą śmierć dwóch kolegów mojego męża (jeden pogrzeb był w czwartek - zmarł na raka młody facet, drugi policjant zastrzelił się na służbie) pewnie także nie nastraja zbyt wesoło.

No i ten deszcz...

piątek, 6 sierpnia 2010

sierpniowe cukiereczki

Rzadko biorę udział w candy, ale tym razem sie skusze :)


http://lemonadestamps.blogspot.com/2010/08/witamy-i-zapraszamy-do-zabawy.html

wtorek, 3 sierpnia 2010

Zniesmaczenie

Generalnie jestem wkurzona i zniesmaczona i zbulwersowana cyrkiem, który odbył się dzisiaj przed pałacem prezydenckim w Warszawie.
Kto dał tym ludziom prawo decydowania za mnie, wyrażania opinii Polaków...
Garstka ludzi zadecydowała, co ja mam czuć...
Bardzo mądrze wypowiadał się Hołownia - to nie była walka o krzyż, to była walka krzyżem...
Osobiście nigdy nie pomodliłabym się za ofiary katastrofy na ulicy. W kościele jak najbardziej, bo to jest miejsce odpowiednie do upamiętnienia i zadumy.
W jednym z polskich filmów, zdaje się w "Polskich drogach" padło zdanie "za rok, czy za 10 lat, jak obejrzymy się za siebie to wzruszymy ramionami".
I to jest adekwatne do dzisiejszej sytuacji - za rok nikt nie będzie pamiętał nazwisk osób, które zginęły, a za dziesięć lat katastrofa pozostanie mglistym wspomnieniem.