środa, 3 czerwca 2009

Zwariowany dzięń

Zwariowany dzień a własciwie kilka dni.
Zaczęło sie w poniedziałek ubiegły. Agata poszła do neurologa (ma straszne bóle głowy i zawroty) po skierowanie na tomografię (termin uzgodniony dwa miesiące temu. Pan doktor wypisał owszem i dał jej L4 do końca tygodnia. Pojechałysmy więc do Wrocławia po kota. We wtorek Aga oddała samochód do ZAPRZYJAŹNIONEGO warsztatu, bo na wrocławskich dziurach powyginała misę olejową. Miał byc zrobiony w trybie pilnym :). Coddziennie dzwoniła i oczywiście, a to lało a garaż był zajęty, a to Benek zapił i nie przyszedł do pracy, a to Piotrek musiał gdzieś pojechać, bo syn miał komunię. Oczywiście auto jeszcze nie gotowe.Dobrze, że chłopak pojechał z nią w piatek jego autem to nie musiała tłuc sie autobusem. Wrócili w niedzielę, bo w poniedziałek 1 czerwca miała mieć tomografię. Poszła i okazało się, że pan doktor wypisał skierowanie na rezonans magnetyczny, a nie na tomografię. Rezonansu u nas nie robią... Nie zgodził sie przepisać skierowania, nawet na prośbę naszej koleżanki pracującej w przychodni. Nieoficjalnie dowiedziałam się, że to dlatego, że ta przychodnia nie ma ze szpitalem podpisanej umowy (na badania w poradni przyszpitalnej). W rezultacie zrobiła tomografię prywatnie, za 400 zł.
We wtorek auto dalej nie było gotowe i córeczke szlag trafił. Pomyslała, że chce nowe auto z salonu, że weźmie kredyt, ale jak będzie we Wrocku to finansowo nie da rady. Tak się składa, że ja mam pracownicę w sklepie na umowie do 30 czerwca i nie chcę jej tej umowy przedłuzyc. Dziecko wróci więc do domu i podejmie prace w sklepie niejako na własny rachunek. I zajęła się szukaniem auta. Dzisiaj jeszcze miała wolne i wynalazła. Auto z francuskiego salonu. Nówka, przebieg 44 km. Tyle, że zleciało z lawety i miało lekko uszkodzony zderzak i chłodnicę. Wróciło więc do fabryki, gdzie wszystko powymieniali. Pojechalismy do Rybnika (200km od nas), by zaklepać autko. Treaz czekamy na kredyt i załatwienie formalności celnych, bo my bierzemy z komisu. Wracalismy przez wrocław, bo dziecko idzie jutro do pracy. Zrobiliśmy bagatelka ok 500 km. Jestem jakby lekko zaszokowana tempem i jazdą.
Dochodzę do wniosku, że mam zwariowaną rodzinkę, decyzja w 5 minut i natychmiastowe wykonanie. Kocham to. I moją rodzinke oczywiście też.

5 komentarzy:

Ata pisze...

Najlepsze są właśnie takie szybkie decyzje ;-)

lilka pisze...

Faktycznie błyskawiczna decyzja :-)

Kankanka pisze...

No to teraz czas na mamę, aby usamodzielniła się i zdobyła własne 4 kółka. Może w końcu naprawią poprzednie? Szkoda czasu na szukanie woźnicy.

irenka pisze...

Poprzedni naprawione... na razie myślę :). I chciałabym i boje się. Będę musiała chyba się przemóc, bo mąż prawdopodobnie zmieni stanowisko i będzie musiał pojechać na 4 miesiące na szkolenie, a wtedy bar będzie pod moja opieką. i pewnie będzie to w sezonie grzewczym, więc psychicznie nastawiam sie na palenie w centralnym, co oznacza wczesnoranne wstawanie. Autem byłoby szybciej :).

Kankanka pisze...

Irenko! Tak trzymać! Auto w ręce, parę kółek dookoła domu i już. Nie bój się, jesteś dzielna! Ja w ciebie wierzę!