czwartek, 26 listopada 2009

Nie blondynka

Notka Lilki przypomniała mi zdarzenie z jednego z obozów.
Moja młodość i parę lat później ściśle związana była z harcerstwem, od kiedy skończyłam 18 lat jeździłam jako drużynowa do opieki nad dziećmi.
I kilka lat temu. jak co roku byłam na obozie. Miejsce nierewelacyjne, bo przy drodze, którą wracali z dyskoteki młodzi ludzie.
Wyobraźcie sobie, ciemna noc, dzieci śpią (namioty wzdłuż płotu), instruktorzy niekoniecznie, bo wiadomo, że zaraz dyskoteka się skończy, a bywalcy czasem lubili porozrabiać. No idą młodzieńcy, ledwie trzymają się na nogach, ale trzyma ich cel - dokopać harcerzom. Nasi zaprawienie, więc przygotowani. Byle dzieci nie pobudzić, bo się przestraszą. No i latają młodzieńcy dookoła obozu skutecznie bronionego :). Zatrzymali się pod płotem, na wysokości namiotów z najmłodszymi dziećmi. W rękach grube kije (może ktoś podskoczy?) i wrzeszczą coś. Moja koleżanka wyszła za namiot i z uśmiechem na ustach poprosiła, żeby byli troszkę ciszej, bo dzieci śpią. Takiej konsternacji jeszcze nie widziałam. Panowie grzecznie przeprosili i poszli sobie, prawie na palcach.
Jestem przekonana, że interwencja naszych panów doprowadziłaby do wojny, tymczasem damski uśmiech zdziałał cuda.

4 komentarze:

Ata pisze...

Zadział element zaskoczenia :-D
Spodziewali się ciekawej awantury, a tu taka niespodziewajka!
Jednym słowem - koleżanka pokonała ich SIŁĄ SPOKOJU!

Kankanka pisze...

Genialne! Takie proste, a jak skuteczne!

Seszen pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Seszen pisze...

Też jestem harcerką chociaż już nie w służbie czynnej:) Ehh te obozy coś wspaniałego.
A panowie musieli przeżyć duży szok, kiedy zamiast spodziewanej awantury wyszła druhenka z pięknym uśmiechem:)
Dziękuję za odwiedzenie mojego bloga:) Zapraszam jeszcze kiedyś, a ja postaram się zaglądać tu częściej:)
swiatnaszkle.blogspot.pl