poniedziałek, 5 października 2009

Grzybobranie

Wczoraj, w ramach terapii zajęciowej pojechaliśmy na grzyby.
Wyjazd o 2,30. (a mówiłam, że 250 km to jest 3 godziny jazdy, mąż upierał się, że 4-5).
Dotarliśmy w upatrzone miejsce o 5,30. Głeboki las, ciemno kompletnie. I nie zabralismy kubka na herbatke z termosu, a że termos mam dobry to wrzątku nie dało sie napić bez kubka. Pospalismy do 7. Wyleźliśmy do lasu, 2 godziny chodzenia. Wiatr był, ciemne chmury na niebie. Zaczęło pokrapywać deszczem. To wróciliśmy do auta.



Królową grzybobrania została moja córka - znalazła grzybów sztuk 3.
Drugie miejsce zajął mój mąż - 2 sztuki grzybów, ja na trzecim znalazłam 1 sztuke grzyba.
Na szczęście pojechaliśmy na grzyby, a nie po grzyby.
Wracając odwiedzaliśmy supermarkety budowlane w celu znalezienia okna do sklepu (pilna potrzeba wymiany - zima idzie). Okna nie znaleźliśmy w takich rozmiarach jak nam trzeba.
W Świdnicy się zbuntowałam, powiedziałam, żeby sami sobie poszli, bo ja śpię. Kazałam tylko kupić cukierków dla mnie, bo obok było tesco.
Po jakimś czasie przyszła córka, kazała mi się obudzić i iść do Tesco, bo tam jest kurtka dla mnie. Poszłam, przymierzyłam i kazałam sobie kupić. Śliczna jest, czerwoniutka. I ciepła (jesienna). Wreszcie mogę starą wywalić.

I tak wyglądała niedziela :). A o sobocie napisze później, bo tu niezbędne są fotki, które mam w domu jeszcze w aparacie.

4 komentarze:

Ata pisze...

W nocy na grzyby... Niezły patent! ;-D
Następnym razem weź latarkę :-D
I gratuluję kurtki! :-)

Anonimowy pisze...

hahahahah w zyciu o tej porze bym nie wstala chyba zeby sie palilo :)

Kankanka pisze...

No i ja bardziej przygotowana jadę. Sprawdzam internet, fazę księżyca i pogodę! Jeśli było sucho i nagle jest zimno to grzyby nie rosną. Trzeba kilku cieplejszych dni po deszczu. W życiu bym w nocy na grzyby nie jechała.
Zwykle wstaję max o 6 i po dwóch godzinach upajam się lasem. O prowiant dba małżonek, który wie, że moje nagłe niedocukrzenie spowoduje natychmiastowe znudzenie i wolę powrotu. Więc przezornie zabiera coś na ciepło, kiełbaskę, jajka, owoce, słodycze - bo nie wie co sobie księżna zażyczy. Woli się spakować na kilka opcji niż słuchać marudzenia.
A ja i tak zabieram coś do roboty, np sweter do sprucia czy kawałek książki żeby nie oszaleć gdyby było za długo.

Ata pisze...

No księżno Anno! Pozazdrościć chłopa! :-))