poniedziałek, 6 lipca 2009

Zlot żaglowców











Byłam, widziałam. Super.
W sobotę ok południa wsiedlismy w auto i pojechalismy. Przerwa we Wrocławiu, bo córka musiała iśc na egzamin. Napisała, co miała napisać, w aucie przebrała sie w strój wakacyjny (nie wypadało na egzamin iść w krótkich spodenkach i bluzce na ramiączkach :)). Z Wrocławia wyjechalismy ok. 15. Do Gdyni zajechalismy ok. 21. Znaleźlismy parking, załątwiliśmy sobie mozl;iwość spania w aucie na parkingu i polecielismy. Niestety nie zdążylismy na cały koncert Perfectu, ale zabawa była perfekt :). Nawet lejący deszcz nie był przeszkodą. Natomiast Bajm bardzo mnie rozczarował. Beata śpiewa może i dobrze, ale jest strasznie zmanierowana. Między piosenkami były strasznie długie przerwy, podczas których ona wdzięczyła sie do publiczności i czekała po każdym słowie na oklaski.
Za to fajerwerki były rewelacyjne. Potem usiłowaliśmy coś zjeść, ale o tej porze serwowano tylko piwo. Dopiero tuż koło parkingu, przed dworcem PKP była budka, gdzie jedna kobitka, nie widząca ze zmęczenia na oczy, serwowała hot, dogi, zapiekanki, frytki itp. Kolejka była do niej kilometrowa. Spanie w aucie to nie najlepszy pomysł, za to tani. Jakoś przekimalismy do rana. W chwilach bezsennosci nie mogłam nawet wyjść z samochodu na papierosa, bo parkingu pilnował piesek. Raniutko z powrotem na nadbrzeże.Czarne chmury przykrywały niebo. Jednak żaglowce w porcie nie są tak efektowne, jak na morzu, ale z przyjemnością przewłóczyłam rodzinę w tą i spowrotem :). Tylko Sedow (największy żaglowiec świata) już wypłynął. Potem pogapiliśmy sie na wypływające z portu żaglowce. Ok. 13 miała byc parada, czyli miały przepłynąć podpełnymi żaglami przed oczami licznie zgromadzonej publiczności. No i w tym momencie rozum nas opuścił. Nie popatrzylismy na zegarek i polecieliśmy na plażę, zająć dobre miejsce widokowe. Okazało się, że jeszcze nie ma 12. Agata z ojcem poszli sie wykąpać, bo słoneczko wylazło zza chmur. A ja sobie siedziałam na piaseczku. Fajnie było, słoneczko świeciło, wiaterek wiał... O 13 żaglowce jeszcze nie płynęły, o 14 zaczęły coś sie ruszać. O 15 któryś tam przepłynął przed oczami widzów, ale nawet nie miał pełnych żagli rozwinietych. Ponieważ fizycznie i psychicznie nie dałam rady dłużej na tej plaży wysiedzieć to poszlismy sobie i w rezultacie parady nie widziałam :(. Jeszcze spacerek między budkami, rybka na obiad i... teraz juz nie jest fajnie. Poparzenia słoneczne są bardzo nieprzyjemne.

3 komentarze:

Ela Zeman pisze...

Podziwiam determinację. Gdzieś się mijałyśmy w tym dzikim tłumie...

Kankanka pisze...

O jak Ci fajnie było! Pozazdrościć! A na oparzenia podobno serwatka najlepsza. Zrób okłady. I kremów używaj. Ja bez faktora 25 to bym nie żyła.
Co do spania w aucie - to się ciesz, że jeszcze możesz, jak już będziesz staruszką to najlepsze łóżko będzie kłuć!
Ladnie wyglądacie!!!!

Ata pisze...

Wspomnienia - bezcenne :-))